Badacze akademiccy od dawna starają się zgłębić tajemnice dominujących platform mediów społecznościowych. Jednak napotykają na liczne przeszkody w drodze do kluczowych danych. Branża technologiczna utrudnia dostęp naukowcom do swoich danych. Jednocześnie konsoliduje swoje władztwo oraz rozszerza swoje wpływy o sztuczną inteligencję. To również komplikuje sytuację badaczom, którym coraz trudniej mierzyć wpływ platform społecznościowych na społeczeństwo.
Giganci technologiczni boją się ryzyka płynącego ze strony konkurencji czy naruszenia prywatności użytkowników, zgodnie z obowiązującymi przepisami. Boją się też potencjalnie większych problemów prawnych i negatywnego wizerunku. Ale w stosunku do czego odnoszą się te obawy?
Ogromne molochy technologiczne nie chcą udostępniać danych naukowcom. Może się wiązać to z definitywnym pogorszeniem ich sytuacji w aspekcie prawnym, wizerunkowym, ale przede wszystkim materialnym. Potencjalne odkrycia nie będą korzystne dla BigTechów. Akademickie środowiska mają coraz większe problem z dostępem do danych oraz oceną ich wpływu na społeczności.
Problem z dostępem do danych
Jeden z najnowszych przykładów to X. CEO byłego Twittera, Elon Musk złożył pozew przeciwko organizacji non-profit Center for Countering Digital Hate (CCDH). NGO walczy z mową nienawiści i dezinformacją w sieci. Elon Musk argumentuje, że jego pozew ma chronić wolność słowa na Twitterze. Jest to ciekawe, gdyż sam Musk wyrzuca nieprzychylne mu jednostki z dyskursu na swojej platformie. Oponenci oskarżają Muska o hipokryzję. Ten w ich oczach sam ogranicza wolność słowa i uniemożliwienia organizacjom społeczeństwa obywatelskiego prowadzenie oryginalnych badań. – Nie jest zaskakujące, że firmy zajmujące się mediami społecznościowymi starają się uniknąć odpowiedzialności za szkody wyrządzone na ich platformach”, niewielu dyrektorów „jest tak bezczelnych, jak Elon Musk był w bezpośrednim atak na zdolność społeczeństwa obywatelskiego do pociągnięcia ich do odpowiedzialności – mówi Imran Ahmed, dyrektor generalny CCDH.
W międzyczasie pojawiły się badania naukowców w Science i Nature. Naukowcy otrzymali bezprecedensowy w historii dostęp do danych Facebooka z kampanii wyborczej w 2020 roku. Badania te dostarczyły mieszanych wniosków na temat wpływu algorytmu. Wpływ treści Facebooka na przekonania polityczne i zachowania użytkowników nie był tak jednoznaczny jak zakładano.
Co ważne, skandale pokroju Cambridge Analytica sprawiły, że Facebook niechętnie udostępniania dane badaczom. Firmy technologiczne stoją w obliczu dylematu dotyczącego tego, jak dużo danych powinny udostępnić badaczom. Boją się konsekwencji naruszenia prywatności i interesów handlowych.
Potrzebujemy więcej regulacji?
Regulacje rządowe i przepisy dotyczące ochrony danych są kluczowe dla stworzenia równowagi między interesami firm technologicznych a potrzebami naukowców i opinii publicznej. Badacze akademiccy nie powinni być zdani na łaskę czy nie łaskę firm takich jak Meta czy X. Badania naukowe nad kluczowymi zagadnieniami, takimi jak polaryzacja i dynamika dezinformacji powinny być uwzględnione w procesie rozwoju świadomości społecznej na temat narzedzi, z jakich korzystają na co dzień.
Działacze będą walczyć!
Dane z platform mediów społecznościowych są cennym źródłem informacji dla badaczy i dziennikarzy. Pozwalają na weryfikację zasad moderowania treści oraz zrozumienie rozpowszechniania dezinformacji w mediach społecznościowych.
Władze i badacze od dawna argumentują, że dane z tych platform mogą pomóc w badaniu kluczowych zagadnień społecznych i politycznych. Wprowadzenie odpowiednich regulacji dotyczących dostępu do danych będzie kluczowym krokiem w przyszłości badania wpływu platform mediów społecznościowych na społeczeństwo.
Source: axios.com