Elon Musk ma za sobą całkiem intensywny okres. Wczoraj SpaceX wystrzeliło Falcon Heavy, czyli najpotężniejszą rakietę operacyjną na świecie, a kilka dni wcześniej Twitter na zawsze zmienił swoje oblicze. Po połowie roku, Elon w końcu dopiął swego i zaczyna swoje rządy na Twitterze. Zwolnienia, nowa opłata weryfikacyjna, a USA niepokoją się źródłem dotacji. Marketerzy z kolei gdybają o innych scenariuszach. Dzień jak codzień w internecie, nieprawdaż?
O perypetiach między Muskiem, a zarządem Twittera internet huczy już od ponad sześciu miesięcy.
Gwoli przypomnienia, miliarder w kwietniu złożył ofertę zakupu Twittera, sugerując się wolnością słowa i ograniczeniem fałszywych kont na platformie. Transakcja opiewała na 54,20 dolarów za akcję, czyli łączną kwotę 44 mld dolarów.
W maju jednak Musk szybko wycofał się z tej oferty. Jego głównym argumentem był fakt, że Twitter nie chciał udzielić mu informacji o tym, ile kont użytkowników jest fałszywych. Internet nie przeszedł wobec tego obojętnie i szybko zauważono, że Elon miał problem ze znalezieniem inwestorów na tak ogromną kwotę.
W lipcu Musk chciał wycofać się z zakupu z powodu „fałszywych i wprowadzających w błąd” informacji o firmie. Twitter podał Muska do sądu, a cena akcji Twittera znacznie się obniżyła. Po sieci krążyło wiele spekulacji, a w niektórych kuluarach biznesowych nazywano całą sprawę eksperymentem społecznym Elona, co pokazuje jak ekscentryczny ma on obraz na rynku.
Nic z tych rzeczy. Gra w szachy nie została przerwana, ale pieniądze lubią ciszę. Stąd internauci musieli zadowolić się swoimi domorosłymi teoriami, aż do jesieni. Na początku października Twitter otrzymał pismo od prawników Elona, że transakcja zostanie jednak w całości zrealizowana, zgodnie z początkową ofertą. Oznacza to, że miliarder po raz kolejny zmienił zdanie? Niekoniecznie, choć może się to tak prezentować.
Oświadczył wówczas, że jest gotów kupić Twittera za pierwotnie uzgodnioną z serwisem cenę 44 mld dolarów. Nie trzeba się długo domyślać, co stoi za taką zmianą. Tak, Elon znalazł inwestorów. Pochodzą oni jednak z Arabii Saudyjskiej, co może przysporzyć mu problemów natury wizerunkowej i politycznej.
„Ptak został uwolniony”
– The bird is freed – czytamy w zwycięskim tweecie Muska, z dnia 28.10.2022. Po tyradzie szumu informacyjnego wokół całej transakcji, Elon Musk oficjalnie został CEO Twittera.
Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden by wszystkich zebrać i w ciemności spętać…
Dziennikarze Reutera byli obecni na spotkaniu z byłym już zarządem, który uspokajał pracowników o ciągłości zadań i działania firmy Twitter (CNBC). Słowa Tolkiena, odnoszące się do zamiarów Saurona po wykuciu jedynego pierścienia mogą w lekko żartobliwym tonie opisać sytuację, jaka rozegrała się po objęciu stanowiska naczelnego przez EM w Twitterze.
Choć pracownikom Twittera nie było wprawdzie do śmiechu, gdy dowiedzieli się, że prawdopodobnie tylko 25 proc.z nich zostanie na swoim stanowisku. Zapewne Musk jest złym landlordem w oczach „nowego nabytku”. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, nie pozwolił im pozbyć się takiego wrażenia. Swoim następnym krokiem przypieczętował swój odbiór jako nowego prezesa.
Jak donoszą Wirtualne Media, Elon Musk w czwartek (27.10) po przejęciu Twittera zwolnił czołowych członków kadry zarządzającej, w tym samego CEO i dotychczasowego dyrektora finansowego, a także generalnego radcę prawnego. Oskarżył ich o jawne wprowadzenie go w błąd i utrudnianie transakcji. Rzeczpospolita informuje jeszcze, że dzień po przejęciu dyrektor ds. obsługi klienta Sarah Personette złożyła swoją rezygnację.
Musk szybko zmienił też stronę główną dla niezalogowanych użytkowników. Inżynierów Tesli zatrudnił jako doradców, ogłosił cięcia budżetowe i zwolnienia dla programistów, którzy nie wnieśli ostatnio niczego do kodu. Okazuje się, że cięcia rozpoczną się jeszcze w tym tygodniu, a menedżerowie są w trakcie tworzenia listy zwolnień. Według The Verge, pracownikom pracującym nad projektem powiedziano w niedzielę, że do 7 listopada muszą uruchomić nową funkcję albo spakować się i opuścić miejsce pracy.
Nowy paradygmat, nowe opłaty!
Fejkowe konta to jeden z największych problemów według Muska, wobec czego oświadczył, że „cały proces weryfikacji jest w tej chwili odświeżany”, nie podając przy tym żadnych konkretów.
Reuters donosił, że mogą zostać wprowadzone płatne konta, ale nie dla wszystkich. Opłata dotyczyłaby tylko zweryfikowanych członków z niebieskim znacznikiem weryfikującym tożsamość posiadacza konta (tzw. bluemarkiem). Mowa o funkcji Twitter Blue, która istniała już wcześniej i pozwalała na edycję tweetów, zarządzanie wpisami za pomocą folderów, oraz zmianę wyglądu serwisu. Teraz ma być ona droższa. Co więcej użytkownicy będą musieli zapłacić za weryfikację, która jak dotąd była darmowa. Musk planuje to bardzo szybko zmienić.
Dziennikarze z The Verge informowali też, że opłata ta może być podniesiona do nawet 19,99 dolarów miesięcznie.
A co z tymi, którzy mają już znaczek? To proste, stracą go, jeśli nie uiszczą opłaty w ciągu następnych trzech miesięcy. Użytkownicy Twittera niechętnie spojrzeli na nowe propozycje.
PAP donosi, że ponad 80 proc. użytkowników Twittera, którzy wzięli udział w niedawnej ankiecie, zadeklarowało, że nie będzie płacić za niebieski haczyk, a kolejne 10 proc. oświadczyło, że są gotowi zapłacić 5 dolarów miesięcznie.
Musk poinformował na swoim profilu, że opłata ta będzie wynosić ok. 8 dolarów miesięcznie, a cena będzie uzależniona od parytety siły nabywczej na danym rynku. Znaczek ten ma powodować „weryfikację profilu jako autentycznego”.
Nowy CEO chce droższego i szerzej stosowanego programu, który zdywersyfikuje źródła przychodów platformy. Planuje więc połączenie weryfikacji z Twitter Blue, a swoim użytkownikom obiecuje pierwszeństwo wpisów, możliwość publikacji dłuższych filmów i treści audio oraz o „ połowę mniej reklam ”.
Dlaczego akurat Elon?
Sporo ludzi zadaje sobie pytanie: Dlaczego akurat Elon Musk musiał podjąć taką decyzję? Wszak na rynku są jeszcze inni potentaci, którym powinno o wiele bardziej zależeć na Twitterze. Jakub Biel, czyli ceniona persona w marketingowych kuluarach, słusznie stawia tezę, że Google miałoby większe predykcje do ustanowienia siebie nowym właścicielem Twittera.
Jakub Biel w serii twittów zastanawia się dlaczego wcześniej to Alphabet Inc nie przejęło platformy, mając ku temu lepsze powody od Elona. Zdaniem marketera, Google wzmocniłby swoją pozycję w Japonii, gdzie ptaszek jest popularniejszy od Facebooka i Instagrama, a Japonia z 59 mln użytkowników, to drugi największy rynek apkowego świata, zaraz po Stanach Zjednoczonych. Wyszukiwarka Google zajmuje tam 70% rynku, co dla marketera świadczy o „średnim wyniku”.
Google mogłoby także stworzyć spójny i jednolity system reklamowy, z usprawnieniami dla reklamodawców, co pomogłoby mu rozwijać przychody oraz funkcjonalności samej platformy. Integracja Twittera, wyszukiwarki i YouTube mogłaby stworzyć wyszukiwarkę real time, która na bieżąco dostarczałaby twitty oraz synchronizację kart społeczności, które kierowałyby ruch do siebie nazwajem oraz pozyskiwały więcej danych do analityki.
Twitter, długi i Arabia Saudysjka?
Biel wspomniał też o niezbyt dobrej kondycji finansowej Twittera, która stanowi pewien status quo dla biznesu. Wszyscy się domyślają, ale mało osób mówi o tym głośno. Łukasz Kotkowski ze Spidersweb słusznie zauważa, że Twitter jest sam w sobie zadłużony na 13 mld. dolarów, a w ciągu roku obsługuje ponad miliardowy dług.
Jak wiemy, Musk nie dysponował tutaj swoimi własnymi pieniędzmi, lecz inwestorów, wśród których największym był książę Alwaleed Bin Talal. Jego prawie 2 miliardowa inwestycja dała mu drugie, co do rangi miejsce w udziałach spółki. Potwierdza to dokument złożony w rządzie USA. Dodając do tego Państwowy fundusz Kataru, który dorzucił 375 mln dolarów w zamian za udziały w macierzystej spółce Muska, możemy odnaleźć sieć powiązań biznesowych, które można przekuć na oddziaływanie polityczne. Zwłaszcza, że arabscy szejkowie często nominalnie dysponują zasobami niewyobrażalnymi dla zachodnich Europejczyków.
Przejęcie przez Muska Twittera wywołało poruszenie również w strukturach rządu amerykańskiego. Rząd chce skontrolować sposób, w jaki Twitter moderował rozpowszechnianie informacji na swojej platformie, w tym także ze źródeł powiązanych z mediami publicznymi, politykami i celebrytami.
Na razie Musk, zapewnia, że nie nastąpią żadne zmiany w tym zakresie, ale demokratyczny senator Chris Murphy, poprosił rząd o rozpatrzenie konsekwencji umowy dla bezpieczeństwa narodowego, biorąc pod uwagę duże udziały w firmie posiadane przez firmy powiązane z Arabią Saudyjską, która ma coraz bardziej napięte stosunki ze Stanami Zjednoczonymi.
– Chodzi tu przede wszystkim o wyraźną kwestię bezpieczeństwa narodowego, więc Komisja ds. Inwestycji Zagranicznych w Stanach Zjednoczonych powinna zrobić rewizję – pisze Chris Murphy na Twitterze.
Książę Alwaleed napisał na Twitterze, że udział jest zgodny z „długoterminową strategią inwestycyjną firmy Kingdom Holding”. Jaka jest to strategia, pewnie okaże się wkrótce!
foto: pexels.com