Jeszcze nie tak dawno temu myśleliśmy, że telenowela z logiem Twittera i postacią Elona Muska w roli głównej dobiega końca. Fabuła dostarczyła jednak kolejnego zwrotu akcji w tej sprawie. Poboczne wątki z masażem erotycznym za 250 tys. dol., Donaldem Trumpem i fejkowymi kontami w tle, nadają sprawie pikanterii. Twitter, jak dotąd, nie chce spełnić pokazowych żądań miliardera. Czy Elon zaczyna powoli żałować swojej inwestycji?
Związane z tematem: Twitter bez reklam? – Elon Musk właścicielem portalu!
Jak już wiemy, Elon Musk pod koniec kwietnia br. wydał sporą sumę, którą szacuje się na mniej więcej 44 miliardy dolarów. Była to największa transakcja przejęcia platformy typu social media, z jaką mieliśmy do czynienia od dawna, o ile kiedykolwiek. Nawet Alphabet Inc., który w 2016 roku chciał kupić Snapchata nie wyłożyłby takiej sumy – businessinsider donosił wówczas o kwocie 30 miliardów dolarów, a sam Instagram został kupiony przez Zuckerberga za „tylko” jeden miliard dolarów!
Musk biednieje?
Serwis money.pl przypomina o ogromnej fortunie, jaką dzierży Musk. Ta owszem, zmniejszyła się ostatnio o ponad 40 mld, ale nadal wycenia się ją na 210 mld dol. netto, co przewyższa wartość nawet majątku Jeffa Bezosa i to niemal o 38 proc. Niestety dla Elona, wartość jego majątku spadła już o ponad 16 proc., co jest efektem spadku akcji Tesli o prawie 30 proc. m.in. wskutek ich zastawienia pod kredyt inwestycyjny.
Nie dobijemy targu, jeśli…
Do uszu Elona musiały docierać ostatnio niezbyt przychylne komentarze lub jest w posiadaniu zmyślnej strategii, gdyż ten zdecydował się na wstrzymanie transakcji przejęcia “Świergotu”. Zażądał od Twittera przedstawienia dowodów, że ponad 95 proc. użytkowników platformy jest kontami autentycznymi.
W tak zwanym międzyczasie…
Do mediów trafiła ostatnio sprawa, którą Musk próbował wcześniej załatwić ugodą, jeszcze zanim trafiłaby przed oblicze sędziego w trakcie procesu sądowego. Fakt ten, okiem wielu obserwatorów, przemawia na jego niekorzyść. O co chodzi? Elon Musk boryka się obecnie z nowymi oskarżeniami. Nie jest to nic nowego, wszak znamy już przypadek Jessici Barraza i wielu innych kobiet, które oskarżały Teslę o sprzyjanie otoczeniu molestującemu kobiety, a zarząd zamiast pomóc swoim pracownikom, według doniesień, sam miał sprzyjać takiemu postępowaniu..
Ten przypadek jest jednak inny. Tutaj Musk został bezpośrednio i wprost oskarżony o molestowanie seksualne stewardessy, której miał następnie zapłacić za milczenie, w postaci ugody. Miliarder twierdził na Twitterze, że to skandal i nakazuje o wskazanie szczególnych cech anatomicznych, które nie są wiadome opinii publicznej, jeśli ta miała faktycznie widzieć mieć styczność z jego intymnymi sferami.
Musk napisał również, że to fama, która ma podłoże polityczne. W publicznej dyskusji nazwał swoją oskarżycielkę – “kłamczuchą”. Słowa biznesmena są przy tym wodą na młyn dla wielbicieli teorii spiskowych, którzy zarówno w komentarzach na Twitterze, jak i pod artykułami opisującymi sprawę nawiązują do posiadania przez Elona wiedzy, która jest niewygodna dla demokratów, a jego poczynania mają denerwować samego szatana.
Musk faktycznie krytykował partię demokratyczną i zdradził, że zamierza zrobić ukłon w stronę Republikanów, oddając na nich głos. Największy ukłon chciał zrobić jednak przed Donaldem Trumpem, oddając mu prawo do egzystencji w tweetującym świecie. Ta sytuacja wydaje się wspierać argumenty spiskowców. Ci zapominają jednak, że aferę rozpoczęli przyjaciele dziewczyny, gdyż ta podpisała umowę o zachowaniu poufności. Doniesienia o molestowaniu poparte są ich relacjami, mailami i dokumentami prawnymi, wskazującymi na poważny charakter sprawy. Osądzaniem i zbieraniem dowodów powinna zająć się jednak prokuratura, a nie komentujący internauci, którzy nie mają wglądu do całej sprawy. Co zaś się tyczy kokietowania Trumpa, Elon może w ten sposób liczyć na wsparcie zaplecza biznesowego polityków z czerwonej strony barykady.
Podać panu Twittera? – chętnie, a macie coś tańszego?
Wiele wskazuje na to, że Musk chce po prostu dobić targu tańszym kosztem. Przejęcie Twittera zostało zawieszone, do momentu złożenia przez platformę dokumentów, które dowodziłyby, że mniej niż 5 proc. użytkowników to boty. Portal komputerswiat.pl zaznacza, że Elon jasno się wyraził – jego oferta zgłoszona do SEC zakładała, że informacje od Twittera są prawdziwe, a liczba fałszywych kont nie przekracza 5-ciu procent. Wielu upatruje w tym działaniu strategii obniżającej cenę portalu. O czym niebezpośrednio poinformował sam Elon. Według Bloomberga Musk powiedział, że opłacalna umowa na Twittera po niższej cenie nie jest wcale „wykluczona”.
Podczas Szczytu All-In, stwierdził nawet, że jego zdaniem, co najmniej 20 proc. użytkowników to boty.
Analitycy z axios.com tłumaczą jego obserwacje tym, że doświadczenia każdego twitterowicza różnią się w zależności od tego jaką aktywność tam prowadzi i kogo obserwuje oraz kto obserwuje jego. Elon Musk jako największy twitterowicz z 90 milionami subskrybujących użytkowników ma także bardzo głębokie powiązania ze światem kryptopieniędzy. W tym świecie prym wiodą właśnie boty. Wynika z tego, że Elon ma prawo obserwować zawyżoną działalność botów w statystykach swojego profilu, ale nie musi być to równoznaczne z błędnymi obliczeniami platformy. Po prostu aktywności miliardera obarczone są nadaktywnością algorytmów w tych obszarach.
Parag Agrawal bronił stanowiska firmy gruntownie opisując sprawę, na co Musk odpowiedział mu emotikonem ekskrementów [:poop:].
Elon w potrzasku
O tym, że Musk potrafi namieszać, wiedzą już organy sądownicze zawiadujące prawidłowym obiegiem na giełdach papierów wartościowych. Podobnej świadomości są także agenci federalni, gdyż Musk złamał prawo nie ujawniając zakupu akcji Twittera w ciągu 10 dni, o czym pisali w The Guardian. Musk nie informował organów przez 25 dni od zakupienia akcji, na co poskarżył się jeden ze “świergoczących” akcjonariuszy.
Serwis Money.pl, cytując amerykańskiego „Business Insidera” przyznaje, że sam ten ruch i spowodowane nim opóźnienie mogło przynieść miliarderowi 156 milionów dolarów dodatkowego zysku. Jednakże zysk ten nie prezentuje się aż tak dobrze, gdy zauważymy 12,5 miliarda dolarów zadłużenia związanego z kredytem zabezpieczającym na akcjach Tesli w Morgan Stanley i wzmożone poszukiwania inwestorów do twitterowej inwestycji.
Biznesmenowi do przeprowadzenia pełnej transakcji, mimo pozyskania 7,1 mld dol. od Larry’ego Ellisona i saudyjskiego księcia, wciąż brakuje 21 mld dol. we własnym kapitale. Ciężko będzie mu się także wycofać, ze względu na utratę środków i ogromne odszkodowania. Umowa zawarta między stronami ma czas finalnej realizacji dnia 24 października. Do tego czasu można byłoby z niej zrezygnować, co wiązałoby się z miliardem dolarów wypłaconym w ciągu 48 godzin na rzecz strony zrywającej umowę. Elon wydaje się być już lekko zmęczony tą sprawą, a opinia publiczna nie ułatwia mu zadania. Czy będą kolejne zwroty akcji w tej opowieści? Czy telenowela zmieni się w żmudnego tasiemca? Zobaczymy, do końca października może się jeszcze wiele wydarzyć.